czwartek, 20 grudnia 2012

Prologue.

     Mała kawiarenka na przedmieściach Londynu w zupełności nam wystarczała. Lecz nie potrafiłem skupić się na niej. Mój wzrok uciekał na wszystko inne. Dlaczego już nie potrafiłem patrzeć na nią w ten sposób, w który patrzyłem kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy? Coś wygasło. To już nie było to samo. Nawet jej teraz nie słuchałem. Myślałem o rzeczach irracjonalnych, które w ogóle nie miały żadnego związku z czymkolwiek,  o czym rozmawialiśmy.
     Nagle mocny deszcz zaczął uderzać o okna kawiarenki, wybudzając mnie z dziwnego transu, w którym się znajdowałem. Rozejrzałem się po wnętrzu. Ludzi przybywało, ponieważ starali się uciekać przed tym deszczem. Nikt go nie lubił. W sumie nie dziwiłem się. Padało tu niemal codziennie. W końcu to Wielka Brytania. Ponoć najbardziej deszczowe miejsce.
     Jednak po chwili na ulicy pojawiły się dwie młode dziewczyny. Jedna trzymała nad głową swoją czarną torebkę, aby uchronić włosy przed wilgocią. Natomiast druga nic sobie z tego nie robiła. Wręcz przeciwnie, wznosiła ręce ku niebu, kręcąc się w kółko. Nie byłem do końca pewien, czy w ogóle tam jest. Czy nie jest jedynie tworem mojej wybujałej wyobraźni. Nie mogłem tego określić, więc wydawała się być dziwną jednostką. Jak już wspomniałem, każdy człowiek chował się gdzie tylko mógł. A ona nie. 
     Lecz może właśnie to tak mnie do niej przyciągało? Ta aura tajemniczości, która wręcz od niej biła, docierając nawet tutaj, przez szybę kawiarni. 
- Czy widzisz tam dziewczynę, która tańczy w deszczu? - spytałem Amy, jak gdyby nigdy nic. 
- Oczywiście, że widzę, nie jestem ślepa. Niall, masz gorączkę? Hm... a może raczej ona ma. Kto normalny tańczy na deszczu? - spojrzała na mnie zdziwiona. Pokręciłem przecząco głową i machnąłem ręką, aby dać jej do zrozumienia, że sprawa jest już zamknięta. 
     Nigdy mnie nie rozumiała. Nikt mnie nie rozumiał. Uważali, że zaczynam już wariować. Nie miałem oparcia nawet w najbliższych mi osobach. Właśnie dlatego tutaj przyjechałem. A Amy zgodziła się jechać ze mną. Może jeszcze choć trochę jej na mnie zależało. Lecz na pewno więź, która była nami jeszcze parę miesięcy temu zelżała, jeżeli w ogóle nie zniknęła. Cóż... nie mogłem czasu ani cofnąć, ani zatrzymać w miejscu, chociaż tak bardzo bym chciał. Chciałbym móc zmienić bieg wydarzeń, które potoczyły się zdecydowanie zbyt szybko. Podjąłem kilka błędnych decyzji, które zaważyły na wszystkim. Człowiek docenia to co ma, dopiero w momencie, gdy to straci. Ja straciłem już chyba wszystko, co było możliwe. Ale uwierzcie mi. Nic nie boli bardziej, niż strata przyjaciela. Jednego. A co dopiero większej ilości. Z dnia na dzień coraz bardziej tę stratę odczuwałem. Stawałem się pusty, wypełniony jakby tylko powietrzem.
     Ta tajemnicza dziewczyna codziennie wychodziła na deszcz. A ja codziennie obserwowałem ją z tej samej kawiarenki, nie mając odwagi wyjść i spytać, co takiego ciekawego widzi w tak monotonnej rzeczy jak pogoda, każdego kolejnego dnia. Gdybym wiedział co wydarzy się później, prawdopodobnie siedziałbym tak do dziś. Dokładnie zapamiętałem dzień, w którym ją poznałem. A najbardziej w pamięci utkwiło mi to, że jako jedna z naprawdę nielicznych osób, bardzo lubiła Brytyjski deszcz...

_________________________________________________________

No i jest już prolog. 
Na wstępie chciałbym bardzo podziękować mojemu ognikowi za to, że sprawiła iż ten blog wygląda tak, jak wygląda. Sam nie zrobiłbym tego lepiej. Co do treści.. jest to moje pierwsze opowiadanie pisane w całości z perspektywy jednej osoby, więc nie wiem, czy jest dobre, ale staram się. Poprzednie opowiadanie się podobało, więc to... czemu nie? Zapraszam do czytania. 
Oliwer.